piątek, 5 czerwca 2015

Recenzja WKKM 61 i 66: Avengers Na Zawsze

Środa, miała być środa. Lecz czas pędzi tak szybko, a komiks nie wchodził tak gładko jak gorący nóż w masło. I ze środy powstał piątek.



Zacznijmy od samego podziału. Hachette przygotowując dla nas swoją Wielką Kolekcję Komiksów Marvela dało nam dostęp do dłuższej, bo aż 12-częściowej opowieści o Avengersach. Ponieważ jednak tych 12 zeszytów byłoby zbyt wielkim obciążeniem na jeden tom, to otrzymaliśmy w ramach kolekcji dwa. Szkoda tylko, że nie dwa następujące po sobie, a rozdzielone czterema innymi. Dwa miesiące czekania na koniec historii, to w mojej skromnej opinii za długo.*

By przybliżyć historię, lecz nie ujawniać zbyt dużo szczegółów: otrzymujemy w sumie klasyczną opowieść o Avengersach, w której występuje siódemka z całkiem zacnego grona członków tej ekipy. Ale siódemka niestandardowa, bo połączona z bohaterów, którzy w drużynie byli na różnych etapach jej istnienia. I tak oto mamy Hawkeye'a z przeszłości i Songbird z przyszłości. Ale Avengers, jak to Avengers - niezależnie jak byśmy ich dobierali, utworzą zawsze wspólnie działającą drużynę, która w swoim słowniku pod literą "P" porażki nie odnajdzie. Sam dobór postaci dla mnie interesujący, bo do tej pory w historiach przeze mnie przeczytanych Songbird i Kapitan Marvel nie występowali. Był to zatem doskonały sposób na ich poznanie i polubienie bądź też nie.

Historia jakich wiele. Rick Jones na celowniku Immortusa, który zostaje nam na wstępie przedstawiony jako główny przeciwnik Avengers w tejże opowieści. A starcie, jakie stoczą dzielni bohaterowie, "zadecyduje o ostatecznym losie ludzkości!". Do historii przyczepić się nie sposób, choć czasami lekko denerwuje. Momenty są, zaskoczenia również. Warto sięgnąć.

Pod względem estetycznym oba tomy WKKM w moim odczuciu są etapem przejściowym pomiędzy starymi komiksami Marvela, a tymi najnowszymi. Kadry, dialogi i opisy to stara dobra szkoła. Ale kreska bohaterów wygląda już lepiej niż w starszych pozycjach. Daje to ciekawy i nietypowy efekt, który cieszy. Czasami denerwują wstawki zawierające kadry ze starszych numerów. Denerwują, bo by niczego nie ukrywać, fanem tamtych komiksów, a dokładniej sposobu ich rysowania, nie jestem.

Plusy?

  • ciekawy dobór głównych postaci i zespolenie ich w drużynę
  • dobrze opowiedziana historia
  • graficzne aspekty 
  • wydanie całej historii, wszystkich zeszytów w dwóch tomach

Minusy?

  • ilość kadrów, na których przepełnienie ilością bohaterów osiąga poziom krytyczny
  • rozdzielenie historii czterema tomami WKKM

Ocena: w skali 6-punktowej mocne 4. Szału nie ma, ale dla miłośników Marvela historia, którą warto mieć u siebie na półce. Szczególnie, że jest zamknięta w dwóch tomach.

*Nie wiem, co mają powiedzieć Ci, którzy próbują się wciągnąć w historię Spidera z tomów 62 i 67. Bo akurat w tym przypadku, drugi tom nie jest ostatnim, lecz przedostatnim. A o wydaniu ostatniego nie ma co marzyć. I takie osoby pozostaną po 2/3 z niedokończoną historią. Współczuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz